fot. Ryoi Iwata
Komunikacja międzyludzka.
Nieustannie mnie zaskakuje, jak co i w jaki sposób mówimy, wpływa na nasze relacje.
Stoję w kolejce do wejścia do autobusu z Warszawy do Wrocławia. Jedna z najbardziej znanych tanich linii autobusowych. Zimno. Noc.
Przede mną facet. Zadbany, po trzydziestce. Z deskorolką w ręku. W sumie to long-boardem. Widać, że drogim. Mówi numer biletu i wchodzi na górę autobusu z deską w ręku.
– Proszę pana! – woła za nim kierowca. Facet z deskorolką udaje, że nie słyszy. – Panie! – krzyczy jeszcze raz, po czym idzie za nim i łapie go za rękaw. Kierowca wygląda na takiego, co niezwykle poważnie traktuje swoją pracę. – Nie wolno z deską. Musisz pan ją zostawić z bagażami.
– Nie mogę. Wie pan, ile ta deska kosztuje? Nie zostawię jej.
– Nie można wchodzić z takim sprzętem na pokład pojazdu– mówi kierowca, prostuje się jak oficer na dawaniu orderów i dla mnie brzmi to jakby ten koleś miał wnosić bombę na pokład.
– Słyszy mnie pan?! Wie pan ile ta deska kosztuje? Jeśli ją ukradną, będzie pan za to odpowiadał?
– Nie wejdziesz pan z tą deską – kierowca jest nieugięty. Twardo to powtarza za każdym zdaniem faceta z deskorolką. Nie ma dyskusji. W końcu pasażer zrezygnowany kładzie ją do luku bagażowego.
Z jednej strony biję brawo w myślach kierowcy za asertywność. Z drugiej wyobrażam sobie, że jest przewrażliwionym służbistą, jednym z tego typu, co zrobią wszystko, byleby tylko przepisy się zgadzały.
Zaraz przychodzi jeszcze historia na jego temat: że może jest przerażony, że czuje się zaszczuty i jest przekonany, że jeśli ktoś się dowie, że złamał przepisy, to go zwolnią z pracy. I dlatego zamiast mówić jak człowiek do człowieka, zachowuje się jak strażnik w obozie.
Ciekaw jestem.
Podchodzę do kierowcy.
– Tak z ciekawości: A co by się stało, gdyby pan pozwolił mu wnieść tę deskę na pokład? – pytam. I czekam, żeby potwierdził moją historię o przerażonym służbiście.
– Jak to co? – patrzy na mnie zza okularów i dojrzałej ogolonej twarzy. Chwilę patrzy badawczo i mówi zaaferowany – A co gdyby ta deskorolka wypadła z góry i kogoś walnęła w głowę? Albo kogoś uszkodziła?
– Chodziło panu o to, żeby zadbać o bezpieczeństwo pasażerów? – pytam szczerze zaskoczony. A ja byłem pewien, że się po prostu przypierdala.
– No tak, a co innego? – patrzy na mnie zdziwiony, że co ja niby myślałem.
– I bał się pan, że coś się może komuś stać?
– No tak – mówi nieco rozluźniony. – Ja odpowiadam za wasze bezpieczeństwo. I nie mam zamiaru ryzykować, że coś się komuś stanie.
Ile to zmienia w moim odbiorze tego gościa! (choć nie zmienia, że koleś wciąż wygląda na przewrażliwionego służbistę).
Co by było, gdyby kierowca powiedział o tym dlaczego podjął taką a nie inną decyzję facetowi z deskorolką (o nim mam taką historię, że siedzi na górze i myśli: co za kutas z tego kierowcy)?
Co było gdyby gościu z deskorolką nie próbowałby się prześliznąć, tylko powiedziałby o swoim strachu związanym ze swoją droga deskorolką i poprosił o pomoc gościa, któremu, na to wychodzi, zależy na pasażerach?
Ile otworzyłoby się opcji negocjacji, które mogłyby zadowolić obu gości.
Niesamowite jak bardzo słowa mogą nas oddalać lub przybliżać do siebie i tego, czego chcemy.
I jak bardzo te historie, które sobie piszemy w głowach to gówno prawda często.
Czasem mówienie o uczuciach i potrzebach może zmienić relacje (albo wnieść deskę do autobusu).
Czasem warto zapytać, żeby się dowiedzieć.
0 komentarzy do “Warto pytać”